Sunday, August 22, 2010

WizzAirem do Szwecji i z powrotem

Jak na pierwsze doświadczenie z WizzAirem i pierwsze z tanimi liniami w Polsce w ogólę, muszę przyznać, że tą linią da się dość tanio latać, jeśli tylko weźmie się pod uwagę (wliczy w cenę) niewielkie niewygody. Ale od początku...




20 sierpnia wybraliśmy się na weekendową wycieczkę do Sztokholmu. Ponieważ lot z Warszawy był o godz. 11:00, tym razem mogliśmy zaryzykować dojazd na lotnisko miejskim autobusem. I tak byliśmy bez większego bagażu. Chciałem być na lotnisku ok. 9:00, więc złapaliśmy 301 w stronę Okęcia i na przystanku "Leżajska" na Żwirki i Wigury przesiedliśmy się do 175, który jedzie prosto pod terminal. Podróż, która miała trwać ok. 40 minut, trwała około pół godzinki. Akurat kiedy wysiedliśmy z 301, nadjechał 175. Więc na lotnisku byliśmy o 8:50 i mieliśmy aż nadto czasu.



Moje pierwsze zastrzeżenie do Wizz jest takie, że wylot opóźnił się o 40 minut. Samolot późno po prostu przyleciał do Warszawy, ale obsługa przy bramce nie raczyła w ogóle poinformować o tym przez mikrofon czekających. Dezorientująca informacja na ekranie "Gate open" powodowała tylko, że pojedynczy pasażerowie przychodzili i pytali. Jedna informacja dla wszystkich rozwiązałaby problem. Dopiero przechodzący nad naszymi głowami pasażerowie samolotu, który przyleciał, pozwoliły uświadomić sobie powód opóźnienia wylotu...

Przy okazji usłyszeliśmy, że zarządzono ewakuację łącznika między terminalami. Dobrze, że nie całego lotniska...

Do samolotu schodzimy bezpośrednio rękawem, co jak czytałem na forach internetowych, nie zdarza się często.


Lot W6 0425 na lotnisko Sztokholm Skavsta, a właściwie w Nykoping, bo do Sztokholmu stamtąd równe 100 km. Airbus A320, bo tylko takie WizzAir ma w swojej flocie. Widać, że w miarę nowe, no bo w końcu to młoda linia, ale mocno eksploatowane. Po fotelach i wykładzinie widać, że przez pokłady tych samolotów przewalają się dziennie setki osób. W drodze powrotnej zauważę nawet wyłamany narożnik overhead compartment, czyli luku na bagaż nad głowami pasażerów.



Lot sympatyczny. Widać, że współpasażerowie to w większości Polacy mieszkający i pracujący w Szwecji, ewentuwalnie jadący do rodzin. Za nami usadowili się starsi Państwo, którzy często wychodzili z foteli, a za każdym razem tak mocno opierali się o nasze oparcia wychodząc, że całe fotele "chodziły". Zaraz po starcie z Warszawy wyraźnie było widać łatę "cerowanego" aktualnie psa startowego. Potem piękne widoki linii brzegowej na Pomorzu, a później już skandynawskich wysepek.



Ceny w skybarze, a raczej WizzCafe, oczywiście mocno zawyżone. Dla mnie kupowanie na pokładzie to ostateczność, muszę być naprawdę głodny. Tym razem przygotowaliśmy sobie kanapki.

Samolot leciał chyba z 5 minut krócej niż planowane 1 h 20 min., ale opóźnienia nadrobić nie zdołał.



Przejście z samolotu do niewielkiego terminalu lotniska Skavsta następuje piechotą. Nie jest to jakaś duża odległość. Po odgrodzonym bramkami terenie budowy wnioskuję, że jest wciąż rozbudowywane.



Do Sztokholmu można dojechać na dwa sposoby - albo lokalnym autobusem do Nykoping i stamtąd pociągiem, albo autokarem Flygbussarna bezpośrednio do centrum. My wybraliśmy to drugie rozwiązanie. Autobusy czekają na podróżnych nawet jeśli samolot się opóźni, a jak ktoś nie zdąży - kursują co godzinkę albo pół (w zależności od pory dnia). Jeszcze w budynku lotniska przy karuzeli z bagażami jest monitor z informacją, o której odjeżdża najbliższy autobus. W ogóle - jak się później okaże - cały Sztokholm świetnie oznaczony. Najbardziej podobał mi się system oznaczeń na chodniku - strzałki do metra, czy oznaczenie typu "follow the line".



Bilet można kupić na lotnisku lub u kierowcy, z tym że trzeba pamiętać, że kierowcy nie akceptują gotówki. Koszt przejazdu w jedną stronę to ok. 10 euro, a podróż trwa ok. 1 h 20 min. My zdecydowaliśmy się bilet na autobus kupić wcześniej przez internet - nie są one na konkretną godzinę, a wykorzystać można je w ciągu 3 miesięcy. Polecam kupno w internecie i do tego od razu powrotny, bo wychodzi troszeczkę taniej. Biletem jest po prostu wydruk/potwierdzenie z kodem kreskowym, które dostajemy mailem i które dajemy kierowcy do zeskanowania. A właściwie nie kierowcy tylko innemu gościowi z firmy, bo - jak to w Szwecji - jest to okazja na stworzenie dodatkowego miejsca pracy.

Ze względu na niewielkie korki przed Sztokholmem, jechaliśmy dłużej niż przewidywano - ok. 1h 30 min. Komfortowy Volvo zostawia podróżnych przy wejściu do Cityterminalen - dworca kolejowo-autobusowego, w samym centrum Sztokholmu. Udało mi się jeszcze zauważyć, że z tyłu jeden z odjeżdżających autobusów miał reklamę nowego połączenia LOT-u z Warszawy do Hanoi.

Nazajutrz wracamy, a że lot powrotny o 20:55, mieliśmy dużo czasu na zwiedzanie. Odjazd z Cityterminalen autobusem na lotnisko Skavsta. Mimo że zdążylibyśmy na autobus o godz. 17:15, słusznie stwierdziliśmy, że to za wcześnie i "co my będziemy na lotnisku tyle czasu robić". Wystarczyło wziąć autobus o 18:00, a jak się później okazało i ten o 18:30 nie byłby błędem, ponieważ odlot opóźnił się o 40 minut (czasem mam wrażenie, że 40 minutowe opóźnienia to w WizzAir norma).

Tym razem autobus sprawnie i bez korków dojechał na lotnisko w 1 h i 20 min. Teraz miałem więcej czasu, by przypatrzeć się lotnisku. Niewielki stosunkowo blaszany terminal z osobnym wejściem dla odlatujących i osobnym dla przylatujących. Elementy drewniane nad wejściem - jak to w Szwecji. Obok ogromny parking dla samochodów. Kilka stanowisk odprawy. Bardzo dużo miejsca do siedzenia w lotniskowej restauracji, zarówno przed odprawą (landside) jak i po (airside). Po obu stronach sklepiki, ten po odprawie z dużym wyborem kosmetyków. Są i stanowika z dostępem do internetu (WizzAir, Ryanair, strona lotniska i Nykoping albo i Sztokholmu za darmo), a przy gate'ach kabiny dla palących.



Na lotnisku kontrolę osobistą security robi prywatna firma Securitas, a nie policja, straż graniczna czy jakaś inna mundurowa służba. Jak się okazało, nie przeszkadzał troszeczkę krzywo wydrukowany kod paskowy na mojej karcie pokładowej (drukowałem w trybie oszczędnym :). Skaner przyjął. W trakcie oczekiwania na samolot dowiedzieliśmy się, że nasz W6 0425 odleci później o 40 minut. Czyli zamiast o 20:55, miał wystartować o 21:35, choć zanim to potwierdzili przez megafon - na ekranie długo widniała informacja - 21:25. Ale podobało mi się to, że w przeciwieństwie do Warszawy tutaj w ogóle była jakaś informacja...



W tym samym czasie na Stansted leciał też Ryanair - tutaj nie mieli ani minuty obsuwy w stosunku do zaplanowanego startu. W ogóle Ryanair rządzi na tym lotnisku - lata stąd do 37 miejsc, Wizz tylko do 5, w tym aż cztery to lotniska polskie.

Z opóźnieniem musieli liczyć się także pasażerowie Wizz do Budapesztu. Aż mi było ich szkoda, bo mieli wylecieć o 23:25, aż godzinkę później niż w rozkładzie. To oznaczało, że mieli jeszcze dwie godzinki kiblowania na lotnisku, a w pewnym momencie już naprawdę nie ma na nim nic do roboty...

Jakoś nie zwrócił mojej uwagi tłumek, a właściwie kolejka ustawiających się do gate'u. Myślałem, że to ci pasażerowie do Londynu Stansted. Kiedy ustawiliśmy się w kolejkę po informacji z megafonu, byliśmy prawie na szarym końcu. Na szczęście z miejscem w samolocie - mimo że jak to w low-costach nie są numerowane - nie było problemu. W ogóle miałem wrażenie, że tym razem samolot nie był pełny. Dużo foteli pustych przy przejściach...



Droga do samolotu na własnych nogach, wejście na pokład po schodkach. Tym razem w obsłudze pokładu oprócz pań również pan w okularach, rzadki widok te okulary. Muszę przyznać, że Wizz ma bardzo ładne stewardessy. Bardzo młode, pewnie dla wielu to pierwsza praca. Na pewno przyjemniejsze niż te purchawy z transatlantyckich rejsów LOT-u.

Wystartowaliśmy zaraz po samolocie Ryanaira. Kapitan wytłumaczył opóźnienie limitami w slotach i przeprosił. Później pierwszy oficer mówił, jak będziemy lecieć (nad Gdańskiem i Bydgoszczą). Lot bez problemów, choć widać, że przy takiej rotacji nie mają czasu na dokładne posprzątanie pokładu. W siatce na oparciu przed moim fotelem były jakieś zużyte chusteczki. Również reklamowe naklejki na składanych stolikach miały poodklejane rogi (reklama sieci O2).

Samolot posadzony mięciutko. Do terminalu dostaliśmy się autobusem. Podstawili nas blisko odbioru bagażu na szczęście. Pamiętam, jak po powrocie z Paryża musieliśmy pokonać cały labirynt schodów - w górę i w dół. Ponieważ tym razem nie nadawaliśmy bagażu, szybko przeszliśmy do wyjścia, gdzie złapaliśmy taksówkę. Była godzina 23:05. Cena kursu - bez zmian - 36 zł.

Koszt podróży (za 2 osoby): 260 zł za przelot + 170 zł za transport lotnisko-Sztokholm + 36 zł za taksówkę z lotniska do domu = 466 zł

No comments: