Saturday, December 14, 2013

WestJet Christmas Miracle: real-time giving




A gdyby tak w Locie? Nie mówię, że za pieniądze podatników, ale np. we współpracy z partnerami-sklepami z Okęcia.

Wednesday, December 4, 2013

Lot BCN-CDG-WAW

Trzy dni później wracam z Barcelony do Warszawy przez Paryż. Check-in online możliwy jest 30 godzin przed lotem. Tym razem już nie muszę się spieszyć, więc walizka może spokojnie powędrować do luku bagażowego jako checked-in luggage. Odprawiłem się więc intenetowo z opcją wydrukowania kart na lotnisku, bo potrzebuję je do rozkiczenia wyjazdu. Miejsca zostały przydzielone z automatu, ale podczas internetowej odprawy można je sobie zmienić, co też uczyniłem sadzając ludzika przy oknie na obu odcinkach podróży.

Na lotnisko tym razem wybrałem się aerobusem. To bardzo niedroga i sprawna opcja. Działa przez 365 dni w roku. Autobusy odjeżdzają co 5 minut z Placa de Catalunya. Trudno przegapić, mają własne stanowisko odjazdów po stronie domu handloweg El Corte Ingles. Autobus jedzie na lotnisko 35 minut, ale w naszym przypadku był chyba 10 minut przed czasem, musiał tylko wyjechać z centrum, a potem już pomknął w stronę El Prat. Zatrzymuje się jeszcze po drodze przy Placa de Espanya. Dzięki dużej częstotliwości kursów w środku nie ma tłoku, za to praktyczne półki na bagaż. Nie jest to autobus miejski. Koszt przejażdżki to 5,90€ w jedną stronę, kupując w obie można zaoszczędzić parę groszy. Bilet kupuje się u kierowcy, jeśli płacimy gotówką. Jeśli kartą - na przystanku jest odpowiednia maszyna z biletami. Trzeba tylko pamiętać, by sprawdzić, na który terminal jedzie dany autobus, bo jeżdżą oddzielnie na T1 i T2.

Jest jeszcze opcja dojazdu na lotnisko metrem, ale jej nie próbowałem. Tam też trzeba uważać na oznaczenia, bo nie wszystkie pociągi na danej linii w kierunku lotniska jadą akurat na stację lotnisko. Ale koszt biletu na metro w Barcelonie to 2€, więc zawsze to taniej niż autobus, jeśli ktoś ma więcej czasu na dojazd do lotniska i chciałby spróbować.

Zbliżając się do BCN zobaczyłem poruszający się po płycie samolot Ryanair, a więc latają na oba barcelońskie lotniska. Za dnia widać jak ładny jest to port lotniczy bardzo praktycznie zaprojektowany. Przypomina mi trochę wystrojem lotnisko w Alicante i trochę Porto. Czyżby podobny projekt elementów dekoracyjnych wnętrza?

Szczerze mówiąc, chodziło mi z tyłu głowy, że będę spóźniony. Ale przyjazd na lotnisko godzinkę przed odlotem w zupełności wystarczył o tej porze dnia w sobotę. Nie miałem jednak aż na tyle czasu, by obejrzeć sobie chociaż większą część lotniska, czy wypróbować lotniskowego wifi. 

Akurat po wyjściu z autobusu wchodzę na stanowiska KLM Air France. Rząd kiosków do samodzielnego wydrukowania kart pokładowych. Wybieram AF na ekranie. Wklepuję ręcznie numer karty flying blue. Automat odnalazł trzy cele podróży. Dwa paryskie lotniska i Amsterdam. Przyciskam CDG, ale nie odnajduje mojego biletu, co sygnalizuje wydrukiem jak w przypadku odrzucenia transakcji kartą płatniczą.
Muszę więc znaleźć się po numerze rezerwacji, a to znaczy, że muszę odpalić sprzęt i zajrzeć do maila. Zadziałało. Karty pokładowe na oba odcinki podróży wydrukowane, a pani z obsługi wpuszcza mnie z moją walizką przed kolejkę czekającą na check-in.

Kontrola osobista bez zastrzeżeń. Bardzo ciekawy kolorowy system oznaczeń bramek. Do tego pozwalający na elastyczną organizację. Na tablicy informacyjnej widnieje tylko litera oznaczająca bramki, ale numer bramki poznajesz kilkanaście, kilkadziesiąt minut przed boardingiem. Jesteś więc we właściwej strefie lotniska, ale w przypadku jakichś zmian czy spóźnień przylatującego samolotu zmiana bramki nie komplikuje pracy lotniska.

Na lotnisku BCN oczywiście nie mogło zabraknąć tego sklepu :)


Dość sprawny boarding zgodny z zapowiadanym czasem. Brama C72. Samolot AF lot 1349 już czeka podłączony z terminalem przez rękaw. 

Numer rejestracyjny F-GRXJ. Polecimy airbusem A319, których AF ma w swojej flocie 43, zgodnie z informacją w magazynie pokładowym. Zabiera na pokład 138 osób, ale dziś są pojedyncze wolne miejsca. Ja zajmuję miejsce 18F przy oknie, obok mnie dwie współpasażerki. Wcześniej przed wejściem udało mi się złapać ostatni leżący egzemplarz "International Herald Tribune" i odświeżającą chusteczkę.

Bardzo przyjemna muzyka na pokładzie, nie za głośna, wprawia w miły nastrój. Mam dużo miejsca na nogi i torbę, a nad głową dość miejsca na płaszcz. 




Zanim odbiliśmy od terminala, kapitan ostrzegł o silnym przeciwnym wietrze, który nieco wydłuży podróż. Punktualnie o 12:25, a zanim wzbijemy się w powietrze przepuszczamy jeszcze dwa samoloty vueling. W Paryżu będziemy za ok. 1:50. Po starcie samolot zrobił nawrót nad morzem i po chwili skierował się na północny-zachód.


Już się przestraszyłem, że pokładowy magazyn będzie w całości po francusku. Nie zdziwiłbym się, znając przywiązanie Francuzów do ich języka. Wewnątrz bardzo ciekawa sekcja poświęcona bezpieczeństwu w podróży w formie pytań i odpowiedzi, np. Co to jest go-around, albo dlaczego podczas startu i lądowania nie można mieć słuchawek na uszach (żeby w razie potrzeby słyszeć komunikaty ewakuacyjne, to samo z zasłonami okien, powinny być odsłonięte na cz startu i lądowania, by obsługa kabiny miała dobry ogląd sytuacji w razie draki). Ano przecież na ewakuację jest tylko 90 sekund. Oraz bardzo ciekawa informacja, że z wysokości 10 km samolot może przeszybować 150 km. Bardzo uspokajające w przypadku braku paliwa ;)
Albo że piloci są szkoleni do latania tylko na podobne rodzaje samolotów(np. A330 i A340), a sam trening na nowej maszynie trwa 3 miesiące. 
Ciekawe czy ktoś kiedyś pytał, dlaczego w samolotach nie ma 13. Rzędu. Tzn. jest trzynasty w kolejności, ale po oznaczonym 12 jest 14.


Ponad chmurami bardzo ładne słońce. Na poczęstunek kanapka z bekonem albo łososiem do wyboru i napój. Przy drugim odcinku podróży z CDG do WAW w elektronicznym bilecie złowroga informacja "no snack". Przy drugim podejściu poproszę o sok pomidorowy i wodę. Znów komunikat kapitana o silnym czołowym wietrze i o spodziewanym w związku z tym 5-10 minutowym opóźnieniu. Nie ma drugiej okazji do wzięcia napoju. Pewnie mógłbym sam pójść po napój na tyły, ale nie przebiję się przez 2 twardo śpiące obok mnie panny.



Po jakiejś godzince od startu zaczęło trochę rzucać. Kapitan nie rzucał słów na wiatr :)
Zgodnie z informacją w magazynie prędkość przelotowa 0,79 macha. AF ma już 9 mega airbusów A380. A cała flota długodystansowców liczy obecnie 111 samolotów. Poza tym 146 średniego zasięgu i 126 na krótsze trasy. A przecież do tego jeszcze dochodzi KLM... Impressive!

W Paryżu nie będzie dużo czasu na przesiadkę, ale bramka z lotem do Warszawy będzie pewnie gdzieś blisko. To znaczy już wiem, że to będzie F29, ale do której bramki dobijemy tym samolotem? Zobaczymy. Kapitan zresztą ogłosił, że wylądujemy przy terminalu 2F, a następnie wymienił skomunikowane rejsy, w tym do warszawy również odlatujący z tego samego terminalu.




Trochę nami zatrzęsło przy lądowaniu podczas przejścia przez chmury. Paryż nas powitał słońcem i chmurkami. 9 stopni. Po wylądowaniu znowu rozbrzmiała muzyczka. 



Na przesiadkę czasu z wiele nie ma. Wystarcza na odwiedziny w toalecie, wysłanie wiadomości żonie i krótkie skorzystanie z wifi. A także zgarnięcie jakiejś prasy na drogę. Po zalogowaniu jest darmowe przez 15 minut, ale trochę się ślimaczy. W kolejce do boardingu wesołe towarzystwo kilku panów z polski. Jeden wyraźnie wstawiony. Głośno krzyczy, gestykuluje nadmiernie, wykazuje niezborność ruchów i trochę oachnie alkoholem. Taka diagnoza, bo stałem tuż za nim. Nawet zagadywał bez ogródek przy wykorzystaniu niecenzuralnych słówek pewną panią z Otwocka. Amant się znalazł. "Z Otwocka? Ja też, ty popatrz kur...".

Byłem ciekaw czy ostatecznie znajdzie się na pokładzie, ale po wejściu wyraźnie się uspokoił. Na szczęście siedzi gdzieś na samym tyle, więc nie będę świadkiem jego ekscesów. Polecimy airbusem A321. Start o 15:25 zgodnie z planem, ale już widzę, że trochę postoimy, bo jest 15:15 a ludzie wciąż wchodzą. Miejsce 11A przy oknie w przedniej części po lewej stronie kabiny. Obok mnie dwie panie z Polski, ta bliżej mnie cały czas smarka i pociąga nosem. Z tego wszystkiego nie zapisałem numeru bocznego samolotu.

Szkoda, że 2F to terminal europejski. Miałem nadzieję na zobaczenie jakichś grubych samolotów. Widzę, że niektóre samoloty AF mają jubileuszowe malowanie z okazji rocznicy powstania linii na kadłubie niektórych maszyn widnieje 80. To znaczy, że AF i LOT są mniej więcej równolatkami. 

Chyba jednak nie będziemy w Warszawie o 17:40. Choć wierzę, że cudotwórcy w cockpicie nadrobią straciny czas. Jeden z pasażerów mówi, że na pokładzie powinna znaleźć się grupa jeszcze kilkunastu spóźnionych pasażerów. Steward idzie to sprawdzić po czym wraca i na szczęście dla oczekujących na start mówi, że spóźnialscy wezmą następny samolot.

Oprócz pokładowego magazynu Aur France wydaje także dość gruby magazyn "madame" z modą. Coś na kształt elle. Oczywiście więcej w nim reklam niż treści.

Jest 15:40 a my wciąż stoimy. Nic nie mówią, co i jak, a ja nie mogę złapać roamingu, żeby dać znać Kasi o obsuwie. W końcu ruszamy, ale zanim samolot przetoczył przez te wszystkie hektary lotniska, ominął stary terminal 1, który sam w sobie jest ciekawostką (do bramek i samolotów idzie się podziemnymi przejściami), i wzniósł się ku górze, była już 16:15. Zapowiedzieli, że rejs potrwa 2:15


Po drodze przez kilka sekund mijaliśmy jadącego równolegle, ale kołującego dopiero innego airbusa. Ciekawe wrażenie. Dobrze, że nad chmurami jest jeszcze trochę słońca, bo na ziemi zaczynała się szarówka. Do brzucha tego samolotu wchodzi ok. 200 osób, sporo. Czyżby to był aż taki popularny kierunek? Może chodzi o weekend? Pamiętam, że kiedy z Kasią lecieliśmy do Paryża superwcześnie rano, podstawili mniejszy samolot. 



Moje obawy o brak cateringu okazały się bezpodstawne. Właśnie wjechał wózek z napojami. Niestety pani obok mnie ulega coraz intensywniejszemu rozsmarkaniu się i rozkładowi. Nie polecam. I tu nawet żadne seat & meet nie pomogą ;)
Tym razem, zamiast kanapki tylko napój i naprawdę drobna przekąska do wyboru - albo ciasteczko do herbaty, albo mini grissini.

Wszystko wskazuje na to, że to opóźnienie mogło być za przyczyną podpitych rodaków. Podsłuchałem rozmowę pasażerki z sąsiedniego fotela ze znajomym jej pasażerem siedzącym z tyłu samolotu. Podobno załoga przez pół godziny przeżuwała, czy ich nie wysadzić. Co to za dylematy przed lotem? Trzeba było ich przede wszystkim nie wpuszczać. Polecieliby następnym samolotem to i otrzeźwienie by szybko przyszło. Co było prawdziwym powodem opóźnienia już się jednak nie dowiemy.

O 18 zaczynamy "desant", jak powiedział kapitan. Słabe wrażenie robi nagranie w języku polskim emitowane "z puszki". Podczas lotu z Barcy do Paryża obsługa przekazywała komunikaty po francusku, angielsku i hiszpańsku. Delikatnie dotykamy płyty lotniska jakieś 7-8 minut później.
 W oczekiwaniu na bagaż ludzie jeszcze z podnieceniem komentują spóźnienie. Niektórzy niestety nie zdążą już na swoje połączenia kolejowe w głąb kraju.


Thursday, November 28, 2013

Lot do Barcelony przez Amsterdam WAW-AMS-BCN

27 listopada miałem przyjemność lotu do Barcelony przez Amsterdam liniami KLM. Holenderskie linie lotnicze wprowadziły dodatkowe opłaty za bagaż rejestrowany (62 zł). Jednak łatwo to ograniczenie ominąć. Po pierwsze pozwalają zabrać na pokład dość pokaźny bagaż podręczny 55x35x25.  A z drugiej strony można sobie za darmo wyrobić KLM-owską kartę lojalnosciową flying blue. Wypełnienie formularza na stronie trwa chwilę, a sama karta w formie papierowej przysyłana jest mailem. Karta pozwala na duży rejestrowany bagaż za darmo. Ale jak wspomniałem, można spokojnie się spakować w duży bagaż podręczny 55x35x25. Poza tym karta flying blue działa na cały sojusz skyteam, wiec także w AirFrance. 

Bardzo przyjemny interfejs strony KLM. Łatwy wybór miejsca w samolocie na obu odcinkach trasy. KLM ma ciekawą opcję seat&meet (komp mi podpowiada seta i meta, nieźle :) to zabawa dla ekshibicjonistów, którzy chcą się podzielić swoim profilem w social mediach i w ten sposób nawiązać już jakąś znajomość na pokładzie. Ciekawe, ale podczas mojego mojego rejsu nie było zainteresowanych usługą ekstrawertyków. Po prostu ludzie chronią swoją prywatność. Internetowy check-in pozwolił na wydrukowanie karty pokładowej na oba odcinki, ale to już norma. Do wyboru możliwość wydruku karty, przesłanie jej na smartfon, albo samodzielny wydruk w kiosku na lotnisku.


Lot KL1366 ma odlecieć planowo z warszawy do Amsterdamu planowo o 16:55. Do południa w Warszawie utrzymywała się mgła. Ale potem się rozpogodziło. 

Sprawna kontrola bez większej kolejki. Płynnie to wszystko poszło. Gate 44, a wiec dalej już nie było. Trzeba się było przejść na koniec terminalu. Trochę się pozmieniało od mojego ostatniego pobytu na Okęciu, przepraszam, Chopinie. Co jakiś czas rozstawione są kioski z kuponami zawierającymi hasła do darmowego wifi na lotnisku. Należy zeskanować kartę pokładową. Po
trzykrotnej próbie poddałem się. Może trafiłem na felerny czytnik kodu kreskowego.
Skorzystałem z drugiej opcji - uzyskania hasła smsem na komórkę. Trzeba jednak pamiętać, że dostęp trwa tylko 30 minut. Potem na ten sam numer telefonu można dostać sms z loginem dopiero po 24 godzinach. Oczywiście pewnie i tu jest furtka. Wystarczy kazać wysłać SMS na inny telefon. Na szczęście na wysokości Gate 28 jest darmowa strefa wifi T-mobile. Zbyt dużo chętnych jednak, by sprawnie łączyła. 

Zamiast klikać miałem jeszcze trochę czasu, by przejść się po terminalu. Tym bardziej, że na tej końcówce ktoś cały czas walił i wiercił w blasze. Widać rozbudowa trwa. Jak zwykle przed bramkami można zobaczyć znanych. Kowal i Cymański czekali na odlot do Brukseli. Mignęła mi gdzieś aktorka Magdalena Zawadzka.

Lotnisko poprawiło znacznie oznaczenia wzdłuż ruchomych chodników na terminalu. Teraz pomarańczowe tablice wyraźnie pokazują kierunek i odległość pomiędzy toaletami. A na lotnisku to
ważne. 

Na samolot czeka grupka emerytów. Z podsłuchanych rozmów wynika, że to prawdziwe obieżyświaty.  Przez Amsterdam do Manili a stamtąd do Bangkoku. A chwalili się jeszcze innymi podróżami. I ktoś mi powie, ze polscy emeryci klepią biedę. 

E190 cityhopper przyleciał za późno z Amsterdamu. Dlatego nasz boarding zaczął się pół godziny po czasie. Czyli praktycznie w momencie, kiedy planowo mieliśmy startować. Samolot załadowany do pełna. Ludzie mocno korzystają z możliwości wniesienia dużego bagażu podręcznego. Widać linii się to opłaca. Co prawda w kabinie ciasno i półki pełne, ale luki bagażowe luźniejsze to i samolot lżejszy. Ja jednak byłem ofiarą tej polityki bagażowej na tyle, że swój bagaż i płaszcz musiałem upchnąć gdzieś nad tylnymi fotelami jakieś 20 rzędów za sobą. A marynarka została mi na kolanach. Taka to polityka bagażową KLM.

O 17:10 stoimy jeszcze na płycie. Ostatecznie start pół godziny po czasie. Bez większych fajerwerków skierowaliśmy się nad Ursusem na zachód. Kapitan uprzedził, ze będziemy lecieć nad Berlinem i Hannoverem. Planowany czas przelotu 90 minut. Co znaczy, że powinniśmy być w AMS o planowanym czasie.  Jak oni to robią? ;)

Kilka słów o samolocie. Maszyna o rejestracji PH-EZC. Obsługa damska blond w niebieskich uniformach, niebiescy jak zreszta cały samolot. Zabiera na pokład 100 osób i myśle, ze miał komplet. KLM ma takich E190 sztuk 22. Zasięg 3300 km i prędkość przelotowa 850 km/h. 

Co ciekawe na pokładzie KLM ale tylko na rejsach międzykontynentalnych można kupić świeże róże.  Ciekawe dlaczego nie tulipany? Za to róże są w kolorze pomarańczowym i kosztują 29 €.

Do rozdawania posiłku obsługa już przebrana w inne kostiumy. A jednak to tylko fartuchy. Na posiłek składały się kanapki z... serem. A jakże! Pełnoziarniste pieczywo podane w pudełeczku przypominającym drewnianą skrzynkę. Do tego napój. Ja wybrałem colę, bo potrzebuję kofeiny na kolejne godziny podróży. Zwłaszcza, że u celu będę około północy. 

Lubię KLM za małe szczegóły. Na jednorazowym kubeczku oprócz logo KLM jest także rower, tulipan i chodak. Albo za czerwone lasy przy fotelach, który to kolor ułatwia pracę obsługi.

O 18:35 odezwał się kapitan, informując, ze będziemy dotykać pasa Schiphol za jakiś kwadrans. A więc 10 minut przed czasem. Czyli nadrobił opóźnienie. Przyziemił zgodnie z zapowiedzią. W Amsterdamie mżawka. Musiałem poczekać, aż wszyscy wyjdą, by cofnąć się po swój bagaż. W sumie z samolotu wychodziłem ostatni. Stanął bardzo blisko schodów do terminalu. Ale te kilka kroków trzeba było przejść po płycie i zacinającym deszczyku.



Trzeba się nieźle nabiegać po tym lotnisku. Pokonanie odległości od bramki przylotu do bramki odlotu zajęło mi jakieś kilkanaście minut. Po drodze trafiłem na jakąś policyjną łapankę  - policjanci przeszukiwali jakichś młodzików.


 Ciekawe kioski informacyjne, pomagające pasażerom w przesiadających. Skanujesz kartę pokładowa i od razu masz informacje o swoim kolejnym locie, bramce, godzinie boardingu


Natrafiłem jednak na problem z internetem. Poczta zaczęła mi szaleć, odbiera maile, ale nie wysyła. Ach to lotniskowe wifi. Za to nie prosiło o żadne logowania czy kody.

Tego na Schiphol nie mogło zabraknąć. Choć gdzieś w centralnej części lotniska jest cały sklep z tulipanami oraz sklep z serami.



Rejs KL1681. Bardzo sprawny boarding, bez opóźnień. Tym razem byłem jednym z pierwszych przy bramce.  Ale i tak było sporo miejsca na bagaż. Tym razem bezpośrednio nad głową. W końcu to większy B737-800. Sporo Hiszpanów na pokładzie. Ludzie jeszcze wchodzą. Wygląda na to, ze ruszamy jednak o czasie. Dużo wolnych miejsc. Układ 3+3 powoduje, ze między mną przy oknie, a współpasażerem przy przejściu jest wolny fotel. Od razu wygodniej się leci :)

Polecimy samolotem o numerze bocznym PH-BXY.
KLM ma z 30 takich samolotów. Zabierają 180-190 osób na pokład. Zasięg 4200 km, prędkość 850 km/h. Podsłuchuję rozmowy współpasażerów o piłce nożnej. Trudno się dziwić, wieczór ligi mistrzów. A dzień wcześniej Barca przegrała z Ajaksem Amsterdam. Mamy z 10 minut zapasu czasu przed startem. 

Kapitan uprzedził, że czekamy na ostatniego pasażera, którego lot z Manchesteru sie opóźnił. 
Lot ma trwać godzinę i 45 minut. Niektórzy pasażerowie oburzeni, ze komunikaty po holendersku i angielsku, a nie hiszpańsku. Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałem zapiąć pasy i steward musiał mnie upomnieć. A maszyna już odbiła od rękawa.

Obsługa tym razem w pełni męska. Trochę nas potrzeslo niedługo po starcie, ale potem sie uspokoiło. Dużo miejsca na nogi. Za to przekąska ta sama. Znowu chleb z serem. Tym razem jednak poprosiłem o gorącą herbatę i kubeczek wody. A przy kolejnjej rundzie rozdawano ciasteczka. Tradycyjne dwa andruty przekładane karmelową masą. Chciałem takie kupić - były w magazynie pokładowym w ładnej dużej puszce (idealne na prezent), a jednocześnie rozmienić trochę gotówki. Niestety przyjmowali tylko wyliczoną kasę. A 5€ nie miałem. 

Kapitan zapowiedział przylot i lądowanie aż 20 minut przed czasem. Co mnie cieszy, bo wcześniej będę w hotelu. Może nawet OK. 23 a nie północy. Faktycznie wylądowaliśmy wcześniej. Bardzo dużo samolotów linii vueling rzuca się w oczy. Ucieszyłem się z tej możliwości posiadania ze sobą walizki, bo jeszcze bym pewnie trochę musiał poczekać na odbiór bagażu. A tak hyc przez opustoszałą już prawie halę lotniska i po chwili oczekiwania w ogonku do taksówek siedziałem już w czarno-żółtym priusie.

Wniosek z podróży prosty: jeśli masz większy bagaż podręczny i zależy Ci na szybkim opuszczeniu samolotu, nie zwlekaj z ustawieniem się w kolejce do boardingu, bo potem możesz mieć kłopot ze znalezieniem wolnej półki blisko twojego fotela. W efekcie po wylądowaniu musisz czekać, aby przebić się do tyłu. Choć to też zależy, jaką politykę kolejności wpuszczania na pokład mają linie - najpierw przód. Dobrym pomysłem jest też w miarę możliwości wybieranie miejsc z przodu samolotu. Szybciej go opuścisz po wylądowaniu. Chyba że podstawią autobus to wtedy i tak musisz czekać w nim na innych pasażerów. Oczywiście wiele zależy także od samej maszyny. Ciasny embraer 190 były pod tym względem kiepskim doświadczeniem. Warto jednak zawczasu sprawdzać, jakim samolotem prayjdzie nam lecieć, by odpowiednio wszystko strategicznie zaplanować.