Wednesday, December 4, 2013

Lot BCN-CDG-WAW

Trzy dni później wracam z Barcelony do Warszawy przez Paryż. Check-in online możliwy jest 30 godzin przed lotem. Tym razem już nie muszę się spieszyć, więc walizka może spokojnie powędrować do luku bagażowego jako checked-in luggage. Odprawiłem się więc intenetowo z opcją wydrukowania kart na lotnisku, bo potrzebuję je do rozkiczenia wyjazdu. Miejsca zostały przydzielone z automatu, ale podczas internetowej odprawy można je sobie zmienić, co też uczyniłem sadzając ludzika przy oknie na obu odcinkach podróży.

Na lotnisko tym razem wybrałem się aerobusem. To bardzo niedroga i sprawna opcja. Działa przez 365 dni w roku. Autobusy odjeżdzają co 5 minut z Placa de Catalunya. Trudno przegapić, mają własne stanowisko odjazdów po stronie domu handloweg El Corte Ingles. Autobus jedzie na lotnisko 35 minut, ale w naszym przypadku był chyba 10 minut przed czasem, musiał tylko wyjechać z centrum, a potem już pomknął w stronę El Prat. Zatrzymuje się jeszcze po drodze przy Placa de Espanya. Dzięki dużej częstotliwości kursów w środku nie ma tłoku, za to praktyczne półki na bagaż. Nie jest to autobus miejski. Koszt przejażdżki to 5,90€ w jedną stronę, kupując w obie można zaoszczędzić parę groszy. Bilet kupuje się u kierowcy, jeśli płacimy gotówką. Jeśli kartą - na przystanku jest odpowiednia maszyna z biletami. Trzeba tylko pamiętać, by sprawdzić, na który terminal jedzie dany autobus, bo jeżdżą oddzielnie na T1 i T2.

Jest jeszcze opcja dojazdu na lotnisko metrem, ale jej nie próbowałem. Tam też trzeba uważać na oznaczenia, bo nie wszystkie pociągi na danej linii w kierunku lotniska jadą akurat na stację lotnisko. Ale koszt biletu na metro w Barcelonie to 2€, więc zawsze to taniej niż autobus, jeśli ktoś ma więcej czasu na dojazd do lotniska i chciałby spróbować.

Zbliżając się do BCN zobaczyłem poruszający się po płycie samolot Ryanair, a więc latają na oba barcelońskie lotniska. Za dnia widać jak ładny jest to port lotniczy bardzo praktycznie zaprojektowany. Przypomina mi trochę wystrojem lotnisko w Alicante i trochę Porto. Czyżby podobny projekt elementów dekoracyjnych wnętrza?

Szczerze mówiąc, chodziło mi z tyłu głowy, że będę spóźniony. Ale przyjazd na lotnisko godzinkę przed odlotem w zupełności wystarczył o tej porze dnia w sobotę. Nie miałem jednak aż na tyle czasu, by obejrzeć sobie chociaż większą część lotniska, czy wypróbować lotniskowego wifi. 

Akurat po wyjściu z autobusu wchodzę na stanowiska KLM Air France. Rząd kiosków do samodzielnego wydrukowania kart pokładowych. Wybieram AF na ekranie. Wklepuję ręcznie numer karty flying blue. Automat odnalazł trzy cele podróży. Dwa paryskie lotniska i Amsterdam. Przyciskam CDG, ale nie odnajduje mojego biletu, co sygnalizuje wydrukiem jak w przypadku odrzucenia transakcji kartą płatniczą.
Muszę więc znaleźć się po numerze rezerwacji, a to znaczy, że muszę odpalić sprzęt i zajrzeć do maila. Zadziałało. Karty pokładowe na oba odcinki podróży wydrukowane, a pani z obsługi wpuszcza mnie z moją walizką przed kolejkę czekającą na check-in.

Kontrola osobista bez zastrzeżeń. Bardzo ciekawy kolorowy system oznaczeń bramek. Do tego pozwalający na elastyczną organizację. Na tablicy informacyjnej widnieje tylko litera oznaczająca bramki, ale numer bramki poznajesz kilkanaście, kilkadziesiąt minut przed boardingiem. Jesteś więc we właściwej strefie lotniska, ale w przypadku jakichś zmian czy spóźnień przylatującego samolotu zmiana bramki nie komplikuje pracy lotniska.

Na lotnisku BCN oczywiście nie mogło zabraknąć tego sklepu :)


Dość sprawny boarding zgodny z zapowiadanym czasem. Brama C72. Samolot AF lot 1349 już czeka podłączony z terminalem przez rękaw. 

Numer rejestracyjny F-GRXJ. Polecimy airbusem A319, których AF ma w swojej flocie 43, zgodnie z informacją w magazynie pokładowym. Zabiera na pokład 138 osób, ale dziś są pojedyncze wolne miejsca. Ja zajmuję miejsce 18F przy oknie, obok mnie dwie współpasażerki. Wcześniej przed wejściem udało mi się złapać ostatni leżący egzemplarz "International Herald Tribune" i odświeżającą chusteczkę.

Bardzo przyjemna muzyka na pokładzie, nie za głośna, wprawia w miły nastrój. Mam dużo miejsca na nogi i torbę, a nad głową dość miejsca na płaszcz. 




Zanim odbiliśmy od terminala, kapitan ostrzegł o silnym przeciwnym wietrze, który nieco wydłuży podróż. Punktualnie o 12:25, a zanim wzbijemy się w powietrze przepuszczamy jeszcze dwa samoloty vueling. W Paryżu będziemy za ok. 1:50. Po starcie samolot zrobił nawrót nad morzem i po chwili skierował się na północny-zachód.


Już się przestraszyłem, że pokładowy magazyn będzie w całości po francusku. Nie zdziwiłbym się, znając przywiązanie Francuzów do ich języka. Wewnątrz bardzo ciekawa sekcja poświęcona bezpieczeństwu w podróży w formie pytań i odpowiedzi, np. Co to jest go-around, albo dlaczego podczas startu i lądowania nie można mieć słuchawek na uszach (żeby w razie potrzeby słyszeć komunikaty ewakuacyjne, to samo z zasłonami okien, powinny być odsłonięte na cz startu i lądowania, by obsługa kabiny miała dobry ogląd sytuacji w razie draki). Ano przecież na ewakuację jest tylko 90 sekund. Oraz bardzo ciekawa informacja, że z wysokości 10 km samolot może przeszybować 150 km. Bardzo uspokajające w przypadku braku paliwa ;)
Albo że piloci są szkoleni do latania tylko na podobne rodzaje samolotów(np. A330 i A340), a sam trening na nowej maszynie trwa 3 miesiące. 
Ciekawe czy ktoś kiedyś pytał, dlaczego w samolotach nie ma 13. Rzędu. Tzn. jest trzynasty w kolejności, ale po oznaczonym 12 jest 14.


Ponad chmurami bardzo ładne słońce. Na poczęstunek kanapka z bekonem albo łososiem do wyboru i napój. Przy drugim odcinku podróży z CDG do WAW w elektronicznym bilecie złowroga informacja "no snack". Przy drugim podejściu poproszę o sok pomidorowy i wodę. Znów komunikat kapitana o silnym czołowym wietrze i o spodziewanym w związku z tym 5-10 minutowym opóźnieniu. Nie ma drugiej okazji do wzięcia napoju. Pewnie mógłbym sam pójść po napój na tyły, ale nie przebiję się przez 2 twardo śpiące obok mnie panny.



Po jakiejś godzince od startu zaczęło trochę rzucać. Kapitan nie rzucał słów na wiatr :)
Zgodnie z informacją w magazynie prędkość przelotowa 0,79 macha. AF ma już 9 mega airbusów A380. A cała flota długodystansowców liczy obecnie 111 samolotów. Poza tym 146 średniego zasięgu i 126 na krótsze trasy. A przecież do tego jeszcze dochodzi KLM... Impressive!

W Paryżu nie będzie dużo czasu na przesiadkę, ale bramka z lotem do Warszawy będzie pewnie gdzieś blisko. To znaczy już wiem, że to będzie F29, ale do której bramki dobijemy tym samolotem? Zobaczymy. Kapitan zresztą ogłosił, że wylądujemy przy terminalu 2F, a następnie wymienił skomunikowane rejsy, w tym do warszawy również odlatujący z tego samego terminalu.




Trochę nami zatrzęsło przy lądowaniu podczas przejścia przez chmury. Paryż nas powitał słońcem i chmurkami. 9 stopni. Po wylądowaniu znowu rozbrzmiała muzyczka. 



Na przesiadkę czasu z wiele nie ma. Wystarcza na odwiedziny w toalecie, wysłanie wiadomości żonie i krótkie skorzystanie z wifi. A także zgarnięcie jakiejś prasy na drogę. Po zalogowaniu jest darmowe przez 15 minut, ale trochę się ślimaczy. W kolejce do boardingu wesołe towarzystwo kilku panów z polski. Jeden wyraźnie wstawiony. Głośno krzyczy, gestykuluje nadmiernie, wykazuje niezborność ruchów i trochę oachnie alkoholem. Taka diagnoza, bo stałem tuż za nim. Nawet zagadywał bez ogródek przy wykorzystaniu niecenzuralnych słówek pewną panią z Otwocka. Amant się znalazł. "Z Otwocka? Ja też, ty popatrz kur...".

Byłem ciekaw czy ostatecznie znajdzie się na pokładzie, ale po wejściu wyraźnie się uspokoił. Na szczęście siedzi gdzieś na samym tyle, więc nie będę świadkiem jego ekscesów. Polecimy airbusem A321. Start o 15:25 zgodnie z planem, ale już widzę, że trochę postoimy, bo jest 15:15 a ludzie wciąż wchodzą. Miejsce 11A przy oknie w przedniej części po lewej stronie kabiny. Obok mnie dwie panie z Polski, ta bliżej mnie cały czas smarka i pociąga nosem. Z tego wszystkiego nie zapisałem numeru bocznego samolotu.

Szkoda, że 2F to terminal europejski. Miałem nadzieję na zobaczenie jakichś grubych samolotów. Widzę, że niektóre samoloty AF mają jubileuszowe malowanie z okazji rocznicy powstania linii na kadłubie niektórych maszyn widnieje 80. To znaczy, że AF i LOT są mniej więcej równolatkami. 

Chyba jednak nie będziemy w Warszawie o 17:40. Choć wierzę, że cudotwórcy w cockpicie nadrobią straciny czas. Jeden z pasażerów mówi, że na pokładzie powinna znaleźć się grupa jeszcze kilkunastu spóźnionych pasażerów. Steward idzie to sprawdzić po czym wraca i na szczęście dla oczekujących na start mówi, że spóźnialscy wezmą następny samolot.

Oprócz pokładowego magazynu Aur France wydaje także dość gruby magazyn "madame" z modą. Coś na kształt elle. Oczywiście więcej w nim reklam niż treści.

Jest 15:40 a my wciąż stoimy. Nic nie mówią, co i jak, a ja nie mogę złapać roamingu, żeby dać znać Kasi o obsuwie. W końcu ruszamy, ale zanim samolot przetoczył przez te wszystkie hektary lotniska, ominął stary terminal 1, który sam w sobie jest ciekawostką (do bramek i samolotów idzie się podziemnymi przejściami), i wzniósł się ku górze, była już 16:15. Zapowiedzieli, że rejs potrwa 2:15


Po drodze przez kilka sekund mijaliśmy jadącego równolegle, ale kołującego dopiero innego airbusa. Ciekawe wrażenie. Dobrze, że nad chmurami jest jeszcze trochę słońca, bo na ziemi zaczynała się szarówka. Do brzucha tego samolotu wchodzi ok. 200 osób, sporo. Czyżby to był aż taki popularny kierunek? Może chodzi o weekend? Pamiętam, że kiedy z Kasią lecieliśmy do Paryża superwcześnie rano, podstawili mniejszy samolot. 



Moje obawy o brak cateringu okazały się bezpodstawne. Właśnie wjechał wózek z napojami. Niestety pani obok mnie ulega coraz intensywniejszemu rozsmarkaniu się i rozkładowi. Nie polecam. I tu nawet żadne seat & meet nie pomogą ;)
Tym razem, zamiast kanapki tylko napój i naprawdę drobna przekąska do wyboru - albo ciasteczko do herbaty, albo mini grissini.

Wszystko wskazuje na to, że to opóźnienie mogło być za przyczyną podpitych rodaków. Podsłuchałem rozmowę pasażerki z sąsiedniego fotela ze znajomym jej pasażerem siedzącym z tyłu samolotu. Podobno załoga przez pół godziny przeżuwała, czy ich nie wysadzić. Co to za dylematy przed lotem? Trzeba było ich przede wszystkim nie wpuszczać. Polecieliby następnym samolotem to i otrzeźwienie by szybko przyszło. Co było prawdziwym powodem opóźnienia już się jednak nie dowiemy.

O 18 zaczynamy "desant", jak powiedział kapitan. Słabe wrażenie robi nagranie w języku polskim emitowane "z puszki". Podczas lotu z Barcy do Paryża obsługa przekazywała komunikaty po francusku, angielsku i hiszpańsku. Delikatnie dotykamy płyty lotniska jakieś 7-8 minut później.
 W oczekiwaniu na bagaż ludzie jeszcze z podnieceniem komentują spóźnienie. Niektórzy niestety nie zdążą już na swoje połączenia kolejowe w głąb kraju.


No comments: