Wednesday, July 21, 2010

Lot z Warszawy do Girony



10 lipca leciałem na wakacje z Warszawy na lotnisko Girona-Costa Brava w Hiszpanii. Przewoźnik LOT Charters, samolot Boeing 737-400. Rejs oznaczony nr LO6243. Odprawa na lotnisku sprawna, lecz wylot opóźniony o 40 minut, choć o tym nie było żadnej informacji na ekranie. Po prostu liczyłem czas od planowego startu o 7:30. Przy czarterowych można to jeszcze wybaczyć, wolałbym jednak, by obsługa bramki powiadomiła o tym czekających podróżnych, a nie traktowała pasażerów lotów czarterowych po macoszemu. Nie powiedziała też, że boarding się zaczął. Sami to wywnioskowaliśmy po ludziach, którzy już zaczęli wchodzić do samolotu. Dopiero po przepuszczeniu kilku osób obsługa bramki powiedziała, że zaczyna się boarding.



Samolot widać, że mocno zużyty. Skórzane obicia foteli pozadzierane, porysowane elementy wnętrza. Na moim okienku tłuste ślady twarzy pasażera poprzedniego lotu, który chyba drzemał przyklejony o szyby. Fuj! Musiałem powycierać, żeby móc cokolwiek oglądać za oknem. Zawsze przy wchodzeniu do samolotu odczuwało się miły chłodek, a tutaj jak w parniku. Dopiero chyba przy kołowaniu ruszył mocniejszy nawiew.

Personel pokładowy bez uśmiechu podczas prezentowania reguł bezpieczeństwa. Rozumiem, że to ich kolejny lot tego dnia (choć chyba akurat tego dnia pierwszy), ale trochę uśmiechu nie kosztowałoby zbyt wiele. A tu żadnego gestu mimicznego twarzy. Rozluźniły się dopiero podczas sprzedaży jedzenia.

Ceny cateringu miały tylko 2 kategorie - 5 zł i 10 zł. Skusiłem się na kanapkę z kurczakiem, bo od pobudki o 4:15 do wylotu o 8:10 minęło jednak już trochę czasu. Zjadliwe, choć nietanie. Miałem też kupić dwie kawy po 5 zł, ale to była zwykła zasypywana i zalewana wodą w malutkim kubeczku Jacobs, więc zrezygnowałem.



Widoki Alp szwajcarskich i Morza Śródziemnego znad Marsylii bezcenne...



Lądowanie bezproblemowo. Oczywiście obciachowe bicie brawa. No i charakterystyczne dla polskich pasażerów wakacyjnych (a może też i tych z rejsów z i do USA) rozpinanie się i wstawanie jeszcze podczas podjeżdżania samolotu do terminala. Aha, jeszcze przypomniał mi się gość, który w Warszawie już jak samolot kołował na pas startowy poszedł do toalety, a drugi zaczął coś grzebać w luku nad swoja głową. Tu kolejny minus dla obsługi pokładu, która w ogóle nie zwróciła tym panom uwagi.



Lotnisko w Gironie zdominowane przez samoloty Ryanair. 10 minut po naszym lądowaniu przyleciał samolot Air Italy Polska z kolejną grupą turystów. Z czasu lądowania wnioskuję, że wystartował z Warszawy o czasie. Dość sprawny odbiór bagażu i raz dwa do autobusu, który zawiózł nas do hotelu. Widać, że lotnisko rozbudowuje się o kilka nowych parkingów wielopoziomowych. Samemu zaś terminalowi przyjdzie mi się dokładniej przyjrzeć w drodze powrotnej, bo też będzie na to o wiele więcej czasu.



Pasażerowie wychodzą z autobusu do budynku prawie w tym samym miejscu, gdzie obsługa lotniska wyrzuca bagaże. Niby wiadomo, jak oni z tymi naszymi bagażami postępują, ale dopiero zobaczyć na własne oczy to rzucanie - mocne wrażenia gwarantowane. Powiedzieć, że się z nimi "nie pieszczą" to mało... :)

No comments: