Tuesday, April 10, 2012

Śmigusowy lot WRO-WAW LO3860



Mając świadomość udręki świątecznych powrotów samochodem przez rozkopaną trasę katowicką, postanowiliśmy w wielkanocny poniedziałek wrócić do Warszawy z Wrocławia samolotem.

Koszt 75 zł za osobę, ale kupowane z dość dużym wyprzedzeniem, bo na początku stycznia. Dzięki temu mogliśmy z bliskimi spędzić trochę więcej czasu, a i tak - jak się okazało - w poniedziałek wielkanocny na lotnisku mieliśmy prawie dwugodzinny zapas.



To była moja pierwsza wizyta na nowym terminalu wrocławskim. Muszę powiedzieć, że jest to całkiem przyzwoity regionalny terminal pasażerski. Tym bardziej, że pamiętam jego poprzednika, który teraz służy za terminal general aviation. Dobre wrażenie zaczyna się już na trasie dojazdowej. Wszystko elegancko oznaczone, bardzo łatwo dostać się z autostrady A4, a następnie z autostradowej obwodnicy Wrocławia (A8). Pamiętam, jak na lotnisko trzeba się było przedzierać przez Bielany Wrocławskie (za IKEA), a kiedy tego parku handlowego jeszcze nie było, trzeba było jechać całkiem niezły kawał w stronę centrum Wrocławia, by później znowu z powrotem wyjechać na lotnisko. A do tego wszystko oznakowanie było fatalne... Teraz nawet wiatrochrony wzdłuż autostrady mają takie ozdobne elementy przypominające (choć to chyba niezamierzony efekt) ogony samolotów. Przed terminalem dużo miejsca na chwilowe zaparkowanie auta, osobny pas dla taksówek, naprawdę duża przestrzeń. Po zjeździe z autostrady trzeba przejechać kilka małych rond - widać, że jest potencjał na dobudowę dojazdów do infrastruktury hotelowej, stacji paliw, magazynów itd. Z zewnątrz bardzo ładny budyneczek. W środku też niczego sobie.



Dobrze oznaczony, przestronny, dobrze oświetlony, jest coffeheaven, sklepik 1 minute, centralnie położony punkt info, sklepik z pamiątkami, kantor, toalety oczywiście (oddzielna dla niepełnosprawnych i do przewijania dzieci), dwa bankomaty (Euroinet i bodaj PKOBP), punkty wypożyczalni aut, barek, dwie restauracje, w tym jedna na tarasie widokowym (tak, to ten najbliższy czynne we Wrocławiu :), a jedna to salon VIP Executive Lounge. Na dole jest nawet kapliczka.



Byliśmy na lotnisku na tyle wcześnie, że nie było jeszcze obsługi przy lotowskim stanowisku odprawy. Za to dzielnie odprawiali się już pasażerowie LH do Monachium i OLT do Łodzi, Warszawy i Gdańska. Miałem trochę obaw z nadawaniem do luku swojskiej wałówki z Nowolesia, ale psy nie wywąchały :) A nawet gdyby - przecież wszystko zostaje w kraju :)

Bezproblemowo szybkie i sprawne przejście przez kontrolę - tu już nie Straż Graniczna tylko Służba Ochrony Lotniska, choć mundury podobne i przez to mylące. Chyba cztery równolegle ustawione skanery pozwalają na dość sprawną kontrolę bezpieczeństwa. Od strony airside jest bar, jeszcze nie do końca wyposażony sklep duty free z kosmetykami (czekają półki m.in. na markowe okulary), punkt z markowymi koszulami, flying bistro (najtańszy gołąbek w sosie pomidorowym 19,90 zł, ale tak to już na lotniskahc jest), jest bar i spory sklep z gazetami, książkami i przekąskami.



Szczerze mówiąc na płycie ruch niewielki. Poza czekającym na odlot do Monachium samolotem Avro RJ85 Lufthansy, przyleciał Ryanair, a krajowe ATR-y zaczęły się zlatywać już kiedy zapadał zmrok. Jak weszliśmy do hali odlotów mignął nam tylko startujący Airbus linii OLT - ciekawe czy udaje im się zapełnić tak duży samolot na trasie krajowej...?



Na szczęście przy szybie z widokiem na pas jest kilkanaście bardzo wygodnych skórzanych leżanek, co pozwala na odpoczynek, lekturę gazetki i spoglądanie na to, co się dzieje na płycie. Autobusy przewożące pasażerów po płycie obrandowane Credit Agricole i Itaka. Terminal przygotowany na obsługę samolotów przez rękawy, ale do małych turbośmigłowych maszyn (a także boeingów Ryanaira i WizzAira - ze względu na oszczędność kosztów w tych liniach) pasażerowie dojeżdżają autobusami.



Zastanawiała mnie hiszpańska flaga na jednym z pomalowanych na biało ATR-ów. Czy OLT dzierżawi niektóre ze swoich samolotów?

Sprawny boarding, w autobusie zobaczyłem Adama Lipińskiego z PiS. Pewnie do Warszawy na 10 kwietnia...




Planowy start o 20:45. Boarding zaczął się 30 minut przed. Lecimy samolotem ATR72 nr rej. SP-LFB w barwach Eurolot. Co ciekawe, wszystkie 64 miejsca zajęte. Na pokładzie gazetka, prince polo i napój - w moim przypadku sok pomidorowy i woda. Kapitan Roman Karbolewski przeprosił za małe opóźnienie, ale musieliśmy czekać na przylot 2 samolotów (w tym jeden wizzair akurat mignął nam za szybą). Miejsca 10A i 10B akurat pod skrzydłem. W magazynie pokładowym Keleidoscope temat przewodni numeru kwietniowego - a jakże - Poznań :)



Start opóźnił się o 10 minut. Kiedy zbliżaliśmy się do Łodzi kapitan poinformował o wysokości przelotowej 5500 m i prędkości ok. 500 km/h. Tak jak obiecał, nadrobiliśmy te drobne opóźnienie i tak dotknęliśmy ziemi w Warszawie o 21:45. Lot 50-minutowy. To lepiej niż 5-6 godzin w samochodzie, nie?.



Trochę czekaliśmy na uruchomienie taśmy z bagażami. Następnym razem zrobimy wszystko, by rzeczy udało się spakować do podręcznego. Szybka taksówka - na szczęście nie było problemu z jej złapaniem po wyjściu z lotniska - i przed 23:00 byliśmy w domku.

No comments: