Kilka dni ferii zimowych postanowiliśmy spędzić w Jerozolimie. Końcówka lutego to świetna pora, by zmienić klimat na cieplejszy. Poza tym akurat nie przypadają na ten czas żadne lokalne święta, przynajmniej w tym roku. Tym razem oprócz tradycyjnego opisu lotu przekażę kilka praktycznych informacji dotyczących samej Jerozolimy, które mam nadzieję okażą się przydatne dla planujących odwiedzenie tego fascynującego miasta.
Jeszcze w listopadzie kupiłem bilety do Tel Awiwu. WizzAir lata tam dwa razy w tygodniu. LOT lata częściej, ale nie miał wtedy ciekawej promocji. Poza tym ma bardzo niewygodną porę lotu powrotnego - bladym świtem, co oznaczałoby, że trzeba się przygotować na spędzenie nocy na lotnisku. Za oba bilety zapłaciłem ok. 1300 zł. Wylatujemy w sobotnie (22.02) popołudnie (15:30) z Warszawy, co oznacza, że na miejscu będziemy ok. godz. 20:00. Przy czym należy pamiętać o różnicy czasu (+1 w stosunku do Polski).
Do lotniska dojeżdżamy autobusem miejskim. Bardzo sprawna kontrola. Po prostu najwyraźniej chyba jeszcze nie trafiliśmy na lotniskową rush hour. Co ciekawe, w ferworze wydarzeń nie wyciągnęliśmy z bagażu torebek z kosmetykami. Wszystko przeszło przez skaner, nikt nie zwrócił uwagi, nawet na maszynkę do golenia. Po raz pierwszy na Okęciu przechodzimy do części terminala oddzielonego od reszty bramkami kontroli paszportowej. No tak, w końcu wylatujemy poza UE. Nikt ze straży granicznej nie zadaje żadnych pytań. Przy terminalu na pasażerów czekają samoloty Emirates i Qatar Airways.
Lotniskowe wi-fi do chrzanu |
Lot nr W6 1559 na lotnisko Ben Gurion ma rozpocząć boarding o godzinie 15:00. Nie ma sensu ustawiać się na początku kolejki jeśli i tak schodzimy najpierw do autobusu. Przy wejściu do rękawa (którym schodzi się do autobusu) stoją dwaj żołnierze izraelscy i lustrują wzrokiem pasażerów. Co prawda mają na rękawach naszywki lotniska, ale mundury mają zupełnie inne niż nasza straż graniczna. Później faktycznie takie mundury zobaczymy też w Izraelu. Jeden z pasażerów zostaje cofnięty, ponieważ jego paszport jest ważny jeszcze przez 5 miesięcy, podczas kiedy przy wjeździe do Izraela paszport musi być ważny pół roku. Facet mógł zaryzykować, ale słusznie zwrócili mu na to uwagę. Ostatecznie chyba nie poleciał, bo nie widziałem potem na pokładzie jego charakterystycznego różowego sweterka.
"Ometkowanie" |
"Autobusowa segregacja" |
Zanim ruszyliśmy minęło 35 minut od planowego startu. Nie wiem, o co poszło, ale do końca jakiś mężczyzna próbował na swoim tablecie pokazać kartę pokładową obsłudze. Ostatecznie jego matka miała w torebce wydrukowane karty. Jak tłumaczył potem kapitan, że opóźnienie jest spowodowane późnym przylotem samolotu przy poprzednim rejsie, ale coś mi się nie chce wierzyć. W końcu na pokład weszliśmy niewiele po czasie. Zapowiedział, że będziemy lecieć 3 i pół godziny. Damska obsługa pokładu. Kapitan Marek Rogala odezwał się dopiero po ok. 90 minutach od startu. Poinformował o wysokości przelotowej 11 tys. metrów oraz prędkości 840 km/h, a także że właśnie przelatywaliśmy nad Morzem Czarnym i przestrzenią powietrzną Bułgarii. Rosyjskojęzyczne pasażerki siedzące za nami chyba w nadmiarze skorzystały z alkoholu z oferty pokładowej, bo całą ostatnią godzinę przed lądowaniem przegadały głośno i prześmiały się w niebogłosy.
No i kołujemy... |
Picture by Daniel Escher |
Pod nami Tel Awiw |
Picture by blogs.cie.utoronto.ca |
Musiałem tradycyjnie coś jeszcze o tak późnej porze zjeść, przy czym głęboko wierzyłem, że jeszcze uda mi się coś kupić na ulicy. Nie pomyliłem się. Niedaleko hotelu, nieopodal Bramy Damasceńskiej natrafiliśmy na otwarty przybytek z tutejszym fastfoodem, a więc falafel albo shawarma. To był nasz pierwszy jerozolimski falafel w dodatku kupowany u arabskich sprzedawców, bo nasz hotel zlokalizowany był na północ od Starego Miasta a to już dzielnica arabska - Wschodnia Jerozolima. Co prawda na warunki higieniczne lepiej spuścić zasłonę milczenia - falafele zostały przyrządzone gołymi dłońmi - ale potem okaże się to w tym mieście normą, przynajmniej po tej stronie. Przy okazji zaliczyliśmy bardzo fajne pierwsze wrażenie - byliśmy tutaj pewnie w tej chwili o tej późnej porze jedynymi Europejczykami. Nikt nas nie okradł, nikt nie oszukał, nie pobił, dostaliśmy, czego chcieliśmy. A więc to wszystko tkwi tylko w naszych głowach... Ten falafel zapamiętamy na długo. 7 szekli za sztukę to też - jak się później okaże - niezła cena. Kolejne miłe zaskoczenie, wszędzie tutaj można dogadać się po angielsku.
Kilka ciekawostek, praktycznych informacji, które mam nadzieję okażą się praktyczne dla wszystkich planujących zwiedzanie Jerozolimy. Sprawdzone na własnej osobie.
PIENIĄDZE
Sugeruję zabrać jedynie kilkaset szekli, tak by starczyło na początek, np. na transport z lotniska, a resztę pieniędzy w euro albo dolarach. W mieście - i w starej i w nowej części, np. wzdłuż Jaffa Rd. - co krok można znaleźć kantory (wyraźnie oznaczone - change). Uwaga - nie we wszystkich widocznie wyeksponowane są kursy. Możemy albo zapytać kasjera, albo po prostu położyć gotówkę do wymiany w okienku. We wszystkich, w których wymienialiśmy dolary na przestrzeni kilku dni, obowiązywał ten sam kurs 3,5 szekli za jednego dolara. Nie warto wymieniać pieniędzy na lotnisku albo na stacji autobusowej Central Bus Station. Biorą tam prowizję, w efekcie dostaniemy mniej pieniędzy niż w mieście.
Google translator w akcji - kantor na Starym Mieście |
JEDZENIE
Check out the sign in Polish :) |
Przygotujmy się na to, że falafel przyrządzany będzie gołymi rękami. W ciągu kilku dni tylko raz widziałem posiłek przygotowany z użyciem jednorazowej rękawiczki. Był to sok wyciskany z granatów (pycha). Średni kubek to koszt 10-15 szekli.
Alternatywnie do najedzenia się polecam targowisko Mahane Yehuda Market. To naprawdę niesamowity bazar ze słodyczami, pieczywem, ciepłymi daniami, mięsem, rybami, bakaliami, owocami i warzywami. Można więc tu zjeść praktycznie ze straganów cały obiad, skorzystać z deseru i poprawić wszystko owocami. Ceny są w tym wypadku bardzo bardzo znośne. Zresztą zaopatrują się tu masowo mieszkańcy miasta. Na targ można dojechać tramwajem (light rail line) - przystanek Mehane Yehuda - ale można też spokojnie przespacerować się wzdłuż deptaku Jaffa Road.
Królestwo chałwy |
Na wieczór polecamy bardzo przyjemny lokalik, który mieści się w małej uliczce będącej zagłębiem takich barów - odbiega od Jaffa Road, ale można także w nią wejść od strony centrum handlowego Mamilla Mall idąc w górę ulicą Hamalka. Happy hour trwa tu do 22:00, co ważne, bo zwykle za kosztujące 30 szekli lokalne piwo Goldstar zapłacimy połowę. Do tego za darmo szisza.
Jeszcze jedna uwaga co do cen. Nie tylko na bazarach, ale nawet w sklepach nie ma oznaczeń cen. Można je więc uznać za umowne. Ale o ile w sklepach trudno się targować, na wszelkich straganach - czy to z jedzeniem czy pamiątkami - warto i trzeba. I nie ma w tym przesady, bo można naprawdę dzięki temu zaoszczędzić masę pieniędzy. Zwłaszcza, że cena wyjściowa jest zwykle "z d... wzięta" i nie ma żadnego uzasadnienia. Powstaje chyba tylko w głowie handlarza w momencie, kiedy zobaczy klienta i zlustruje go pod względem możliwości finansowych.
PORUSZANIE SIĘ PO MIEŚCIE
Tramwaj pt. "studnia bez dna" - budowa linii kosztowała krocie |
Można skorzystać z usług przewodnika, który oprowadza za napiwki (2 godziny) i wyrusza spod bramy Jaffa Gate (strona zewnętrzna) dwa razy dziennie. Przewodnik trzyma tabliczkę free tours, a dokładne godziny rozpoczęcia wycieczek można uzyskać w biurze informacji turystycznej, które znajduje się przy Jaffa Gate, ale po stronie wewnętrznej.
Jerozolimscy kierowcy bardzo ochoczo nadużywają klaksonu. W celu ostrzeżenia, w celu wyrażania zniecierpliwienia albo w celu pozdrowienia. Taksówkarze będą trąbić na Was w celu zwrócenia na siebie uwagi i zaoferowania swoich usług. W efekcie wszyscy trąbią na wszystkich.
Jeden z przystanków tramwajowych |
BEZPIECZEŃSTWO
Duże wrażenie zrobili na mnie nie tyle chasydzi, na których napatrzyłem się na Brooklynie, czy też zakryte chustami kobiety, co grupy młodzieży żydowskiej w mundurach, pojawiających się tu i ówdzie, z karabinami na ramionach. Wyglądali czasem, jakby dopiero co skończyli szkołę średnią. Drugie ciekawe zjawisko to bramki wykrywające metal przy wejściu do urzędów, centrów handlowych i zabytków. Przy czym zauważyłem pewną fikcję tego rozwiązania. W jednym z centrów handlowych strażnik zupełnie nie zwracał uwagi na ludzi przechodzących wejściem obok bramki, albo też na dźwięk alarmu.
PRZEJŚCIE NA WZGÓRZE ŚWIĄTYNNE
Jak się okazało dla nie-muzułmanów jest możliwe tylko w godzinach porannych poprzez specjalną rampę dla turystów od strony Dung Gate - tam gdzie jest wejście na plac przed Ścianą Płaczu.
Ściana Płaczu jest faktycznie podzielona na część dla mężczyzn (większa, a jakże!) i dla kobiet. W niedzielny poranek było tam dość luźno. Przed wejściem na plac przed Ścianą Płaczu jest pokaźny pojemnik z białymi jarmułkami. Przed podejściem do muru każdy mężczyzna powinien mieć taką kippę na głowie. Można ją zwrócić albo zachować na pamiątkę. Nic nie kosztuje. Można także poprosić o karteczkę do zapisania swojej modlitwy albo intencji.
VIA DOLOROSA
Droga Krzyżowa jest bardzo dobrze oznaczona, podobnie jak każda ze stacji. Rozpoczyna się w części arabskiej Starego Miasta (wejście od Lion's Gate - można połączyć z wcześniejszym zwiedzeniem Góry Oliwnej i Ogrodu Getsemani). Via Dolorosa kończy się w Bazylice Grobu Pańskiego, gdzie leży płaski głaz, na którym według wierzeń złożono ciało Chrystusa.
BETLEJEM (BETHLEHEM)
A tu takie hece. Ciekawe czy SBUX wie o tej "filii"... |
Postanowiliśmy wybrać się w poniedziałkowy ranek do Betlejem. To już po palestyńskiej stronie. Wyjazd można sobie z powodzeniem zorganizować samodzielnie. Na stronę palestyńską jeżdżą biało-niebieskie autobusy ze stanowisk w okolicach Bramy Damasceńskiej (na zewnątrz murów starego miasta).
Tutaj uwaga - pierwszy z brzegu bus nr 24 oznaczony jako Bethlehem (Checkpoint 300) jedzie tylko do granicy. Należy skorzystać z autobusu oznaczonego numerem 21 kilka stanowisk dalej. Ten wjeżdża na terytorium palestyńskie i kończy kurs właśnie w Betlejem. Autobusy podjeżdżają i odjeżdżają co chwilę. Kurs w jedną stronę to 8 szekli. Dobrze trafić na autobus oznaczony 21X. To przyspieszony autobus, który nie zatrzymuje się już po drodze na pośrednich przystankach w Jerozolimie. Takim właśnie wracaliśmy, lecz w stronę Betlejem jechaliśmy "zwykłą" 21. W efekcie cała podróż trwała ok. 60 minut, ponieważ autobus niczym miejski środek transportu zatrzymywał się co chwilę na przystankach w obrębie Jerozolimy. Widok kilkoro współpasażerów o europejskim wyglądzie utwierdzał nas w przekonaniu, że jedziemy w dobrym kierunku.
"Mój dom murem podzielony..." |
Wzdłuż trasy widać mur oddzielający terytorium Izraela od strefy arabskiej, a także czerwone tablice z napisami głoszącymi, że obywatele Izraela mają zakaz wjazdu na teren Palestyny. Autobus kończy bieg w Betlejem. Od razu obskoczą Was lokalni taksówkarze, którzy będą chcieli podwieźć Was do Kościoła Narodzenia za 15 szekli, pokazując na mapie pokaźną odległość od kościoła. Trudno się dziwić, że chcą zarobić na turystach - biedę naprawdę tutaj widać. Faktycznie jednak tam, gdzie taksówka może przejechać po łuku wokół centrum miasteczka (3km) na piechotę i za darmo można przejść skrótem.
Mapa miasteczka sprytnie schowana za dostawczakami |
Przed Kościołem Narodzenia ogromny plac, który w sezonie turystycznym zapełnia się pielgrzymami. Po lewej stronie placu jakiś rządowy budynek palestyński z informacją turystyczną, księgarnią i centrum kulturalnym. Kiedy zajrzeliśmy do środka, miła Pani zapytała skąd jesteśmy, po czym odpowiedziała " You are wolcome!". Te słowa usłyszeliśmy podczas naszego pobytu jeszcze kilkakrotnie.
Przed wejściem do kościoła zostaniecie zaczepieni przez przewodników, którzy zaoferują Wam odpłatny tour po kościele. Można w ten sposób zaoszczędzić czas oczekiwania w kolejce do Groty Narodzenia. Decyzja powinna zależeć od długości ogonka. Akurat my trafiliśmy na dość krótką kolejkę, więc nie skorzystaliśmy z oferty. Przed nami były może trzy zorganizowane grupy z trzech różnych krajów. Podpięliśmy się pod wycieczkę z Polski. W sumie na wejście do groty czekaliśmy może z 45 minut. Sam kościół jest bardzo zaniedbany. Właśnie remontowany był dach, a remont finansuje rząd Palestyny, który i tak pewnie nie cierpi na nadmiar grosza. Moim zdaniem Kościół rzymsko-katolicki mógłby się zrzucić jedną niedzielną tacą na odrestaurowanie tego miejsca.
Wracamy tą samą drogą. Akurat złapaliśmy już prawie odjeżdżający autobus. Znów 8 szekli za osobę i jedziemy. Na punkcie granicznym kontrola. Część pasażerów karnie opuszcza autobus (może tylko Arabowie?). My i inni pasażerowie zostajemy na miejscach. Do autobusu wchodzi dwóch żołnierzy. Przechodzą się wzdłuż autobusu. Nawet nie sprawdzają naszych paszportów, które przygotowaliśmy otwarte do kontroli. Zapytali tylko skąd jesteśmy. Opuścili autobus, po czym weszli do niego oczekujący na zewnątrz pasażerowie.
WYCIECZKA DO YAD VASHEM
Proponuję dojazd tramwajem do przystanku Mount Herzl. Po przejściu na drugą stronę ulicy (oznaczenie ze strzałką Yad Vashem) jest przystanek z darmowym shuttle busem, który jedzie na teren muzeum. Dystans jest jednak tak śmiesznie krótki, że warto przespacerować się alejką prosto na plac przed wejściem do muzeum.Wstęp wolny. Plecak należy zostawić w szatni przy wejściu. Przygotujcie się na szkolne wycieczki, które w miejscach typu stołówka czy ogólnodostępne place będą robić dużo hałasu.
DOJAZD Z JEROZOLIMY NA LOTNISKO
Central Bus Station w Jerzolimie. Taksówkarz będzie Was chciał skasować 200 NIS. A co! Autobus kosztuje 25. |
Miejsce przesiadki na autobus nr 5 tuż przed bramami lotniska. |
DROGA POWROTNA
O tej porze odlatują stąd samoloty WizzAir do Katowic i Warszawy. W ogóle ten terminal został przeznaczony dla tanich linii i wydaje mi się, że służy także do rozładowania kolejek do kontroli bezpieczeństwa. Z tego terminala nie odlatują bowiem żadne samoloty. Zamiast tego co 20 minut odjeżdża stąd autobus, zawożący pasażerów do międzynarodowego terminalu 3. Jeśli więc chcecie uniknąć stania w kolejkach do kontroli na jednym z większych i bardziej obłożonych terminali, być może warto odprawić się w terminalu 1 zamiast bezpośrednio w terminalu 3. Mam nadzieję, że tak można. W drodze między terminalem 1 i 3 mijamy ogromnego B747 linii El-Al i kilka innych mniejszych samolotów tego izraelskiego przewoźnika. Zauważyłem także niemieckiego rządowego airbusa - tego dnia do Tel Awiwu przyjechała Angela Merkel (25.02.2014). Musiało być świeżo po przywitaniu, bo przy samolocie stał jeszcze bukiet flag izraelskich i niemieckich.
W terminalu naprawdę jeszcze raz polecam sklepy duty free. Nie tylko kosmetyki i alkohol, ale także oddzielne sklepy z odzieżą sportową i elektroniką. Ceny w dolarach amerykańskich, ale można płacić także w euro, CHF i szeklach. Nawet w ramach jednych zakupów można skorzystać z zapłaty kilkoma walutami. Kasjer odpowiednio podliczy należność. Może to być dobra okazja do pozbycia się nadmiaru szekli w bilonie. W terminalu jest także food court. Tam z kolei ceny w szeklach i jeśli zapłacimy inną walutą, resztę dostaniemy właśnie w szeklach. Wokół centralnie zlokalizowanej fontanny jest także kilka stanowisk z kawą i przekąskami. Od fontanny odchodzą niczym promienie słońca korytarze do gate'ów.
Balonik, a za oknem B747 Delty |
W oczekiwaniu na nasz samolot rejs W6 1560 przeszliśmy jeszcze wzdłuż naszej części terminalu (C). Kilka godzin po naszym odlocie wystartują stąd czekające już na pasażerów samoloty Delta B747 do NYC i USAir do Filadelfii. W rozkładzie rejsów WizzAir jest jeszcze dziś wieczorem Budapeszt. Nasz samolot przylatuje o 20:10, choć o tej godzinie planowany był boarding. Wejście do samolotu rozpoczyna się o 20:30. Do maszyny schodzimy rękawem. Znów zajmujemy miejsce w 10 rzędzie (DEF). Jak się później okaże tym razem samolot znów nie jest pełny. Tu i ówdzie są pojedyncze wolne miejsca. A przy wyjściu awaryjnym nawet pełne puste rzędy. Nasz samolot sąsiaduje przy terminalu z samolotem linii Uzbekistan Airlines (rejs do Ufy), a potem także kołując, minęliśmy Turkish Airlines. Zanim jednak weszliśmy na pokład jeszcze może z 5 minut staliśmy w rękawie. Być może załoga nie zdążyła posprzątać pokładu. Za nami usadowiła się parka z małą dziewczynką, która zaczęła hałasować. Zanim jednak powzięliśmy decyzję o zmianie fotela (w grę wchodził jeden z ostatnich rzędów), dziewczynka zasnęła krótko po tym, jak samolot wzbił się w powietrze. Ruszyliśmy o 21:10, czyli kwadrans po czasie. Po starcie z lotniska samolot długo leciał na północ wzdłuż oświetlonego izraelskiego wybrzeża. Jak nam powiedział później kapitan Krzysztof Kosiński lecieć mieliśmy 3 i pół godziny. Odezwał się kiedy przelatywaliśmy nad Ankarą na wysokości 11 tys. m i przy prędkości 850 km/h. Zapowiedział, że po wylocie z Izraela i przeleceniu nad Cyprem będziemy lecieć nad Morzem Czarnym, Rumunią i Lwowem, po czym wejdziemy w polską przestrzeń powietrzną na wysokości Lublina. W Polsce 2 stopnie. Niezła odmiana po co najmniej 20 stopniach w Jerozolimie.
Kolega WizzAir do Budapesztu? |
Podczas lotu skorzystałem z oferty pokładowej, kupując dwie kanapki (w sumie 8 euro). Nie można płacić kartami electron, a i z kredytowymi może być kłopot. W moim wypadku ze względu na zabezpieczenia transakcja nie przeszła. Panowie z obsługi powiedzieli, że transakcje odbywają się w trybie offline i czasem tak się dzieje, ale w takim wypadku transakcja jest po prostu autoryzowana podpisem. Lądujemy o 23:50 polskiego czasu. Mimo że nadlecieliśmy od południa, samolot zawinął nad Warszawą i wylądował od północy. To chyba ostatni przylot tego dnia w Warszawie. Oczywiście samolot parkuje kawał drogi od terminalu i musimy do niego dojechać jeszcze autobusem. Potem jednak szybkie przejście przez kontrolę paszportową i hyc do taksówki.
Polecam samodzielny wypad do Jerozolimy. Jeśli macie jakieś pytania, śmiało piszcie, a postaram się na nie odpowiedzieć.