Wednesday, August 29, 2012

Muzyka i samoloty

Wpadłem na kilka muzycznych kawałków, w których "wystąpiły" samoloty. Wrzucę kilka. Na początek U2 - It's a beatuful day kręcone na lotnisku Charlesa de Gaulle'a w Paryżu.

Monday, August 27, 2012

Delta

Pamiętacie tę reklamę z początku lat 90. w polskiej TV? Przez krótki czas Delta była wówczas (i jak do tej pory) jedyną amerykańską linią latającą bezpośrednio z Polski do USA.

Tu reklama w wersji angielskiej, ale z tą samą niepowtarzalną muzyką Adiemus.

Monday, August 20, 2012

Wakacyjny lot do Hiszpanii Ryanairem (FR9882 i FR9881)



FR9882

5 sierpnia wyruszamy z Wrocławia do Alicante rejsem FR9882 na wakacje. Jak wynika z tablic informacyjnych, samolot ma startować o 7:20, choć wcześniej dostałem maila od Ryanaira, że start przesunięty na 7:10. Wrocławskie lotnisko mamy już opanowane do perfekcji, mimo to przybywamy ze sporym zapasem czasu. Mamy bagaż do nadania (oczywiście jak to w Ryanairze płatny extra), ale kolejki o odprawy nie ma żadnej. Sprawna kontrola osobista i jesteśmy już po stronie airside z zapasem około godziny.



"Nasz" Boeing 737-800. Na kadłubie reklama regionu Valencii

Przyzwyczajeni do numerowanych miejsc jakoś przegapiliśmy, że tu trzeba się dość wcześnie ustawić w kolejkę. My tak naprawdę po półgodzinnym leżeniu z widokiem na płytę lotniska dopiero wybraliśmy się do bramki, kiedy na tablicy pojawił się czas boardingu. A tam... już spory ogonek.



Aż przez chwilę przeszła mi przez głowę myśl, że nie będziemy razem siedzieć. Na szczęście wszystko sprawnie poszło, choć w kolejce trzeba się było trochę nastać.



Wchodzimy do samolotu z płyty. Kasia wybiera pierwsze napotkane dwa wolne fotele, co później okazuje się błędem. Usiedliśmy w rzędzie BEZ OKNA. Dramat! Radzę więc unikać siadania w 11 rzędzie, choć kiedy siada się na zasadzie "kto pierwszy ten lepszy" taki błąd może się zdarzyć. Dopiero po chwili zauważyliśmy brak okna, ale było już za późno na zmianę miejsc, bo tłum ruszył dalej w głąb kabiny.



Startujemy zgodnie z planem o 7:20. To mój pierwszy lot Ryanairem, więc zarazem i ciekawe doświadczenie. Boeing 737-800 z układem foteli 3+3 przez całą kabinę. Ciasno ustawione fotele bez możliwości odchylenia fotela, bez siatki, za to z instrukcją awaryjną naklejoną na zagłówku poprzedzającego fotela. W sumie to praktyczne, bo pasażerowie nie pozostawią w siatce śmieci do sprzątania.



Przez cały rejs załoga oferuje płatne jedzenie i napoje, zakupy kosmetyków i innych fantów, zdrapki, karty telefoniczne i papierosy bez dymu. Stewardesa pochwaliła się, że brała udział w przekazaniu nagrody (Fiat 500) we Wrocławiu jednemu ze zwycięzców. I rzeczywiście - jej zdjęcie jest w magazynie pokładowym "Let's Go". Obsługa pokładu ma przez tę akwizycję więcej roboty niż w liniach tradycyjnych, bo kilkakrotnie w ciągu tych 3 godzin lotu szorują z wózkiem wzdłuż kabiny. Mało gadatliwy pilot.




Lądujemy o 10:30, punktualność ogłasza specjalne nagranie, a pasażerowie biją brawo. Potem raz dwa po bagaż. Na przyjrzenie się portowi lotniczemu przyjdzie czas w drodzę powrotnej, bo tu teraz czeka na nas wypożyczone auto.

Przy okazji, gdyby ktoś potrzebował - polecam wypożyczalnię http://www.fcrentacar.com/
Ponieważ nie mają siedziby na lotnisku są nieco tańsi od tutejszej konkurencji. Obsługa bezproblemowa - ktoś czeka na Was z tabliczką z nazwą firmy przy wyjściu ze strefy arrivals i prowadzi na parking do auta. Tam płacicie kartą i auto jest Wasze. My mieliśmy matiza na 10 dni za 248 euro (w tym pełny bak paliwa w opcji full-empty, czyli bez naszego tankowania paliwa - zwrot z pustym bakiem). W naszym interesie było wyjechać jak najwięcej i wyjechaliśmy, choć 2 razy trzeba było podpompować po 10 literków. W sumie zrobiliśmy ponad 600 km - nie tylko na plaże. Nasz matiziak był mocno porysowany od hiszpańskiego parkowania, ale sprawił się świetnie.

Uwaga na podchwytliwe podwójne bramki przy wyjeździe z lotniskowego parkingu. Chwila dezorientacji i skończyło się na interwencji u obsługi parkingu, bo automat zjadł nam bilet parkingowy. A zjadł dlatego, że bez sensu cofnąłem się do automatu, myśląc, że przy drugim szlabanie też będę potrzebował tego biletu parkingowego. A tu trach i nie wyjedziesz... :)

FR9881


Droga na lotnisko od strony południowej. Ach te drogi. Ach te oznaczenia...!

15 sierpnia powrót bezproblemowy, bo robiąc wypady do Alicante kilkakrotnie mijaliśmy lotnisko w El Altet (najbliżej położona miejscowość). Leży jakieś 10 km na południe od ALC. Nam dojazd z miejscowości La Marina zajął jakieś 25 minut. Zostawiliśmy auto we wskazanym miejscu i już jesteśmy w terminalu. Około 9 rano, czyli 2 godziny przed planowym startem.





Kolejka do zrzucenia bagażu gigantyczna, bo obsługę bagażu na wszystkie loty Ryanair skupili w jednym otwartym stanowisku. Tylko patrzyliśmy jak ogonek rośnie. Na szczęście dla tych z końca kolejki jakiś kwadrans po 9 otworzyli dwa kolejne stanowiska odprawy bagażu, więc się trochę rozładowało.



Po przejściu przez kontrolę mamy trochę czasu na pochodzenie po lotniskowych sklepach. Ich liczba imponująca. W ogóle to lotnisko Alicante choć 6. w Hiszpanii pod względem ruchu turystycznego obsługuje taką samą liczbę pasażerów rocznie co warszawskie Okęcie (9 mln).



Większość turystów to Brytyjczycy latający stąd do wielu brytyjskich miast. Po terminalu kręci się trochę Polaków - to pewnie ci z naszego lotu. Jest też trochę Rosjan, oni też będą na naszym pokładzie. Podobnie jak trochę hiszpańskojęzycznych. Z Polski lata tu jeszcze Ryanair z Krakowa.

Natrętne nieco panie w sklepie wolnocłowym (spritzergirls). Kasia zakupiła za ostatnie drobne kawkę w Sbuxie.



Tym razem ustawiamy się w kolejce w miarę wcześnie. Tablica nad bramką 39C pokazuje 17 stopni we Wrocławiu. W Polsce okaże się, że kłamała i przywieziemy piękną pogodę.



Mimo przepuszczenia ludzi przez gate pasażerowie czekają przed wejściem do rękawa jeszcze w hali. Potem okaże się, że to opóźnienie we wpuszczeniu na pokład poskutkuje opóźnieniem całego lotu.




Przechodzimy przez rękaw do samolotu - podobnie zresztą jak w tę stronę. Zajmujemy tym razem dobre miejsca przy oknie w rzędzie szóstym. Na pokład na koniec ładują jeszcze osobę na wózku. B737-800 pełny.



Załadunek pasażerów opóźnia się. Jest 11:10, mija 10 minut od planowego startu. My wciąż stoimy na płycie. Za chwilę kapitan Jimmy (pierwszy pilot Pascal) ogłosi, że przegapiliśmy nasz slot i musimy czekać na jakąś lukę. A że ruch powietrzny gęsty - czekaliśmy na start aż do 12:50, czyli prawie dwie godziny. Musieliśmy kilkakrotnie wysłuchiwać tłumaczeń załogi. Najpierw zapowiedziano nam 20 minut opóźnienia, ale o 11:20 zakomunikowano 40 minut opóźnienia. O 12:20 powiedziano nam o starcie za 20 minut i nieco po tym czasie odbiliśmy od terminala.

Za oknem zmieniają się widoki, pojawiają się nowe samoloty, a my wciąż stoimy...






Pokład obsługiwali Magda, Ania i Marcin. Znowu akwizycja. Ale muszę przyznać, że niektóre oferty ze sprzedaży pokładowej atrakcyjne cenowo. Np. Hugo Boss setka ml za 40 euro.


Magda z obsługi pokładu


"Ciekawe" widoki fundują także współpasażerki z tyłu...

Nareszcie startujemy...



Ludzie tak zgłodnieli, że około 14:00 z przodu zabrakło jedzenia. Obraliśmy kurs nad Balearami w stronę Włoch. Kiedy zbliżaliśmy się do Genui kapitan Jimmy poinformował o prędkości przelotowej 600 km/h i wysokości 8 tys. m. Obiecał, że postara się nadrobić opóźnienie, ale potem nad Mediolanem uprzedził, że każą mu zrobić koło nad Brnem i Bratysławą. Na szczęście potem ruch trochę zwolnił i udało się - jak nam później wytłumaczył - przelecieć skrótem nad Austrią i nad Pragą, a następnie skierować się nad Opole w stronę Wrocławia.





Po stronie czeskiej lecieliśmy też nad jakimś miastem z lotniskiem, ale na pewno nie była to Praga (za małe). Idealnie widać było za to Ślężę z wieżą nadawczą i Wrocław ze Skytowerem i nowym stadionem.







Lądujemy o 15:20, więc dużo nadrobił, bo planowo rejs miał trwać 3 godziny. Oczywiście brawa po lądowaniu dla załogi (tak, to jeszcze się zdarza!), a następnie niecierpliwi ludzie wstają z miejsc, choć suniemy jeszcze po pasie. Schodzimy schodami na płytę, ale to dwa kroki dosłownie od terminalu. Dokujemy obok airbusa linii Olympic. To musiał być jakiś czarter. W hali przylotów na bagaż czeka masa turystów - tylu ludzi tu jeszcze nie widziałem. Zebrali się urlopowicze z Alicante, Sharm El-Sheikh, Rzymu i Tunezji. Wszystko o tej samej porze. Nasz bagaż pojawia się po 10 minutach. Zabieramy i kończymy wakacyjny wyjazd.